W
Spale trwał słoneczny lipcowy dzień. Na niebie nie było widać żadnej chmurki, a
temperatura już dawno przekroczyła 30 stopni. Wiatr delikatnie potrząsał gałęziami
drzew, a ptaki przyjaźnie ćwierkały. I tylko od czasu do czasu te wspaniałe
dźwięki przyrody były zagłuszane przez głośne krzyki, dochodzące z Ośrodka
Przygotowań Olimpijskich, gdzie od kilku tygodni przebywali siatkarze, ćwicząc
do zbliżających się Mistrzostw Europy.
***
- Ja chcę hawajską - krzyknął Zatorski.
- Nie
ma mowy! Jestem uczulony na ananas – odparł zdenerwowany Lemański.
- Co
mnie to obchodzi? – prychnął Buszek, patrząc z pogardą na środkowego.
- Ja
lubię tylko taką z owocami morza, innej nie zjem – wtrącił Konarski.
- A
ja nie lubię ani salami, ani pieczarek, ani kukurydzy – powiedział smutno
Bieniek – czy moglibyśmy zamówić zwykłą margheritę?
- Ooooo,
na pewno nie! – odparł Kubiak, wstając gwałtownie ze swojego miejsca – Moim
skromnym zdaniem prawdziwy mężczyzna powinien jeść tylko pizzę z mięsem.
Najlepiej z salami, szynką no i kurczakiem.
- Zamówmy
po prostu z podwójnym serem – powiedział Kurek. –Każdy na pewno ją lubi.
- Ja
nie – odpowiedział Szalpuk.
- Ojejku,
to nie zjesz! – zdenerwował się Drzyzga.
- Dobra, skończmy te kłótnie – powiedział spokojnie Muzaj, spoglądając na kolegów. –
Zamówmy wegetariańską i już.
- No
nie! – krzyknęło kilku siatkarzy chórem.
- Tak!
- Nie!
- Zawsze
musisz postawić na swoim?
- Stop!
– do pokoju, w którym siedzieli siatkarze wszedł niespodziewanie Fefe, zwabiony
głośnymi krzykami. – Co się tu dzieje?
- Trenerze...
No bo on chce wegetariańską... Oni nie rozumieją, że ja nie lubię salami...
Jestem uczulony na ananas... Zamówilibyśmy z podwójnym serem, ale Szalpuk ma
problem... Ja chcę z owocami morza - przekrzykiwali się siatkarze jeden przez
drugiego, próbując wytłumaczyć trenerowi powód swojej kłótni. Kiedy w końcu po
dłuższej chwili chłopcy się uspokoili, Fefe pokręcił z dezaprobatą głową i
głośno się zaśmiał.
- Czy
wy nigdy nie dorośniecie? - zapytał z ironią. - Rozumiem, że kłócicie się o to,
jaką pizzę zamówić.
Siatkarze
pokiwali twierdząco głowami.
- No
dobra - machnął ręką trener. - Znajcie moją dobroć. Dziś w nagrodę za to, że
ciężko trenowaliście, pozwalam każdemu z was zamówić sobie własną pizzę.
-Hura!
- siatkarze wydali z siebie okrzyk radości.
- A
teraz już spokój - zaśmiał się De Giorgi, wychodząc z pokoju.
Gdy
tylko zamknął za sobą drzwi, siatkarze zaczęli wybierać na swoich smartfonach numery różnych pizzerii i zamawiać ulubione przysmaki. Już po godzinie każdy z
nich cieszył się swoją własną pizzą. Jedząc, siatkarze rozmawiali, śmiali się i
żartowali. Nikt nie pomyślałby, że jeszcze jakiś czas temu gotowi byli rozpętać
między sobą trzecią wojnę światową, byle tylko zamówić ulubiony rodzaj
włoskiego przysmaku. Jednak w miarę upływu czasu, gdy kolejne kawałki pizzy
znikały z pudełek, w pokoju robiło się coraz ciszej. Jan Sokal, lekarz reprezentacji,
przechodząc obok, postanowił zobaczyć, dlaczego wszyscy nagle zamilkli. Gdy
wszedł do pokoju, zobaczył chyba najdziwniejszą rzecz w swoim życiu. Wszyscy
siatkarze leżeli na podłodze, trzymali się za brzuch i wyglądali jak obraz
nędzy i rozpaczy.
- Tak
to jest zostawić na chwilę dwudziestkę dziecinnych facetów - nie mógł
powstrzymać się od komentarza lekarz. - Chcecie jakieś leki na ból brzucha?
-Za
dużo pizzy - powiedział Buszek, przewracając się z jednego boku na drugi.
-Zauważyłem
- podniósł brew Sokal - Zaczekajcie, zaraz wam coś przyniosę.
Po
chwili wrócił do nich, niosąc w ręce szklaną butelkę z ziołowym lekarstwem
Każdemu z siatkarzy podał na łyżeczce kilka kropel gorzkiego płynu.
- Trzeba
się wami opiekować jak małymi dziećmi - rzucił, podając lek ostatniemu z
leżących siatkarzy.
- Doktorze,
nie żartuj z nas. My tu cierpimy! - powiedział Kurek.
- No
nie dramatyzujcie już. Zaraz wam przejdzie - uśmiechnął się.
Słowa
lekarza stały się prorocze i już po chwili siatkarze czuli się jak
nowonarodzeni.
- Kurcze,
straszny tu bałagan - powiedział po chwili Konarski, rozglądając się po pokoju.
- Fakt,
przydałoby się posprzątać te pudełka po pizzy - dodał Śliwka.
- Kubiak,
weź je wynieś - rzucił Drzyzga.
- Ja?
Czemu akurat ja? - zdziwił się przyjmujący.
- Bo
jesteś kapitanem.
- No
i co? Ja nie jestem od tego, żeby po was sprzątać.
- Panowie,
zanim rozpętamy kolejną kłótnię, proponuję zrobić wyliczankę. Będzie
sprawiedliwie - powiedział Kurek.
- No
dobra - odparli wszyscy.
- Sie-dzi siat-karz w Spa-le, nie tre-nu-je wca-le. Raz,
dwa, trzy, dziś pu-deł-ka od piz-zy wy-no-sisz ty! - wyrecytował Bartek,
zatrzymując swój wzrok na Szalpuku.
- No
dobra - prychnął młody przyjmujący. - Posprzątam tu, ale Bieniu mi pomoże.
- Zgoda
- odparł środkowy i razem z Arturem zaczął układać wszystkie kartonowe pudełka
na dwa stosy. Kiedy już to zrobili, wzięli je do rąk i wyszli na korytarz.
- Gdzie
mamy je zanieść?- zapytał Bieniu.
- Hmm,
nie mam pojęcia - odparł szybko Szalpuk.
- Dobra,
chodźmy w prawą stronę. Może znajdziemy jakieś miejsce, żeby to zostawić.
Siatkarze
obeszli cały ośrodek chyba pięć razy, ale nie znaleźli żadnego miejsca, na
odłożenie kartonowych pudełek.
- Artur,
to nie ma sensu - powiedział w końcu środkowy. - Zostawmy je gdziekolwiek, bo
nie mam zamiaru chodzić z pudełkami po pizzy cały dzień.
- Dobrze
- mruknął Szalupk i wskazał na pobliskie drzwi. - Zostawmy je tam.
Siatkarze
otworzyli drzwi i zobaczyli małe pomieszczenie. Znajdowały się w nim dwa
krzesła, jakaś uschnięta roślina w doniczce i miotła. Były tam też drugie
drzwi. Siatkarze odstawili pudełka do kąta małego pomieszczenia.
- To
co, idziemy? - zapytał Szalpuk.
- Zaczekaj
- powiedział Bieniu. - Ciekawi mnie, co może być za kolejnymi drzwiami.
-A
co może być? - wzruszył ramionami przyjmujący. - Pewnie nic ciekawego.
W
tym momencie do pomieszczenia wszedł Oskar Kaczmarczyk.
- Hej
chłopcy, co wy tu robicie? - zapytał pogodnie.
- Ach,
nic ciekawego - odparł Szalpuk. - Wynosiliśmy pudełka po pizzy. A tu co tu
robisz?
- Zobaczyłem
otwarte drzwi, więc wszedłem. Ale trochę się śpieszę, więc chyba już pójdę.
- Zaczekaj,
mam do ciebie małe pytanie - powiedział tajemniczo Bieniu. - Wiesz może, co
jest za tymi drzwiami?
-Nie
jestem pewien - odparł. - Wydaje mi się, że piwnica.
- To
tutaj jest piwnica? - zapytali siatkarze chórem.
- Tak
i to całkiem spora - zaśmiał się Oskar, drapiąc się po głowie. - Słyszałem, że podobno ten ośrodek ma kilka
kondygnacji pod ziemią. Ale nigdy tam nie byłem, więc nie mogę być niczego
pewien.
- W
każdym razie bardzo ci dziękujemy - uśmiechnął się Bieniek.
- Nie
ma za co. Pa - rzucił Kaczmarczyk i poszedł.
- Artur,
słyszałeś to? Piwnica!
- No
i co? - odparł obojętnie Szalpuk.
- Ojejku,
nic nie rozumiesz - prychnął Bieniek. Zaraz podszedł też do drzwi i je
otworzył. Za nimi znajdowały się drewniane schody, wijące się w dół.
- W
piwnicy na pewno skrywają się jakieś sekrety - zaczął tłumaczyć koledze Bieniek
- Dziwne przedmioty, zaginione skarby... W piwnicy może być dosłownie wszystko!
Szczególnie, gdy ma kilka pięter pod ziemią.
- Naoglądałeś
się zbyt dużo filmów. Na pewno będzie tam mnóstwo starych rupieci, kurzu i
pająków, których nie znoszę. Jednym słowem nie będzie tam nic godnego naszej
uwagi.
- A
ja myślę, że na pewno znajdziemy tam coś ciekawego. Chodźmy tam, proszę,
proszę, proszę! - Bieniu zamrugał oczami jak mała dziewczynka.
- Nie
ma mowy - odpowiedział stanowczo Szalpuk. -Jestem zmęczony i nie mam zamiaru
chodzić po jakiejś starej piwnicy.
- A
ja myślę, że ty się po prostu boisz! Tak, boisz się!
- Ja
się niczego nie boję - powiedział Artur, lekko się rumieniąc. - Dobrze pójdę
tam z tobą. Ale może weźmy kogoś ze sobą?
- Kogo?
- zdziwił się Mateusz.
- No
nie wiem. Może Kurka, albo Lemana? W końcu ma te swoje 217 centymetrów, może się na coś
przydać.
- Zgoda,
chodźmy ich poszukać - przytaknął Bieniu.
Poszukiwania dały zamierzony efekt i już po chwili znaleźli Bartka Kurka, który wyglądał na
bardzo smutnego. Siedział z lusterkiem w jednej ręce i ciągle się w nim
przeglądał.
- Hej
Kuraś, mamy dla ciebie propozycję. Chciałbyś może iść z nami szukać skarbu i
innych interesujących rzeczy do piwnicy? No bo wiesz... – zaczął Bieniu.
- Nie!
Nie chciałbym – przerwał mu Kurek. – Mam teraz bardzo poważne zmartwienie.
- A
co się stało? – przestraszył się Szalpuk.
- Patrzcie
na to! – wskazał palcem na swoje włosy. – Widzicie to?
- Nie,
a co mielibyśmy widzieć? – spytali nieco zdziwieni siatkarze.
- Siwy
włos! Przed momentem znalazłem na mojej głowie jeden siwy włos! Na pewno go
widać! – krzyknął przerażony Kuraś.
-
Nie widać żadnego siwego włosa – odparł Bieniek, z trudem powstrzymując śmiech.
- A
co jeśli do jutra będę cały siwy? Albo całkiem wyłysieję? – Bartek zaczął
dotykać się dłońmi po głowie. – Pewnie już mam ogromne zakola!
- Kuraś,
nie masz żadnych siwych włosów ani zakoli, naprawdę – powiedział spokojnie Artur.
- Mam!
– odparł Kurek, przeglądając się w lusterku.
- Dobra,
zostawmy go – powiedział szeptem Bieniu.
- Okej
– zaśmiał się Szalpuk.
Zostawili
biednego Bartka, który ciągle przeglądał się w lusterku i udali się do pokoju
Lemańskiego.
- Cześć
młody – powiedział Szalpuk, wchodząc do pokoju Bartka.
- No,
no – odparł środkowy. – Tylko rok młodszy od ciebie.
- Mamy
dla ciebie propozycję nie do odrzucenia – rzucił Bieniek.
- Co
to znaczy?
- To
znaczy, że nie można jej odrzucić – zaśmiał się Bieniu
- A
konkretnie – uniósł brew Lemański.
- Konkretnie
chodzi o to, że znaleźliśmy zejście do piwnicy, która podobno ma kilka
kondygnacji pod ziemią. Chcemy tam iść i zobaczyć, co tam jest – powiedział podekscytowany
Bieniek.
- Do
piwnicy? Tam będzie tylko kurz i pająki.
- No
dokładnie! – rzucił Szalpuk. – To samo mu mówiłem. Ale obiecałem Bieńkowi, że
jednak z nim pójdę i szukamy towarzysza.
- Zobaczysz,
będzie świetna zabawa – powiedział Mateusz.
- No
dobra, zawsze to lepsze od bezczynnego leżenia – odparł Lemański i odłożył swój
telefon na szafkę nocną. – To co, idziemy?
- Tak!
– powiedzieli chórem Mateusz i Artur.
Kiedy
wszyscy trzej doszli do małego pokoju, którego drzwi prowadziły na drewniane
schody, okazało się, że są one zamknięte.
- Kurczaki!
– powiedział Bieniek – Jeszcze przed chwilą były otwarte.
- Widocznie
przeznaczenie nie chce, żebyśmy schodzili na dół – zaśmiał się Szalpuk.
- Zaczekajcie
– powiedział Lemański i pobiegł gdzieś szybko. Po chwili wrócił, niosąc w ręce
wsuwkę.
- Umiem
otworzyć tym wszystkie drzwi – rzekł dumnie. W mgnieniu oka zamknięte drzwi
rzeczywiście się otworzyły.
- A
więc chodźmy na dół. Ku przygodzie! – krzyknął Bieniu i postawił pierwszy krok
na drewniane schody. Był to mały krok dla człowieka i jeszcze mniejszy dla
ludzkości, ponieważ schody były naprawdę bardzo wąskie. Dodatkowo było bardzo
ciemno i Szalpuk oraz Lemański, idący za Mateuszem, niewiele widzieli. Schody z
każdym krokiem okropnie skrzypiały i wydawało się, że zaraz zapadną się pod
trzema wysokimi siatkarzami. Jednak chłopcy bezpiecznie zeszli na sam dół i
dotarli do małego korytarza. Było tam naprawdę okropnie ciemno, ale Lemański
znalazł włącznik od światła i po chwili w pomieszczeniu zajaśniało. W
niewielkim korytarzu było aż pięć drzwi. Niektóre prowadziły na prawo, inne na
lewo, a jedne na wprost prost.
- Gdzie
idziemy? – zapytał Szalpuk.
- Chodźmy
najpierw na lewo – odparł Bieniek i delikatnie nacisnął klamkę drewnianych
drzwi. Przed nimi znajdował się średnich rozmiarów pokój. Były tam dwie ogromne
szafy, kilka krzeseł, jeden stół z powyłamywanymi nogami, dużo mioteł, mopów,
odkurzaczy i detergentów, a także mnóstwo kurzu i pajęczyn.
- Wygląda
na to, że jest to zwykłe pomieszczenie gospodarcze – rzucił zawiedziony Lemański.
- Naprawdę?
– Szalpuk udał bardzo zdziwionego i spojrzał na Mateusza. – A przecież Bieniu
mówił, że będą tu skarby.
- Bo
będą – odparł urażony Bieniek. – To dopiero pierwsze pomieszczenie, chodźmy
dalej.
Jednak
kolejne pomieszczenia nie skrywały nic ciekawego. Jedno było zupełnie puste,
drugie było czymś w rodzaju biblioteki. Znajdowało się tam mnóstwo starych i
zakurzonych książek. Jednak nie były one zwykłymi książkami, które ludzie
czytają dla rozrywki, czy zabawy. Książki napisane były bardzo naukowym
językiem i przeciętny Kowalski nic by z nich nie rozumiał.
- Dziwne
są te wszystkie książki – powiedział Bieniek, przeglądając kilka z nich.
- Z
tego co widzę, związane są z chemią i medycyną, ale nic więcej nie jestem w
stanie wam powiedzieć. Co prawda zdawałem maturę z biologii i chemii, ale nie
jestem aż na takim zaawansowanym poziomie, aby rozumieć te wszystkie naukowe
terminy – powiedział Szalpuk, śmiejąc się.
- Ty
zdawałeś maturę z biologii i chemii? – zdziwił się Leman. – Dlaczego?
- Jakby
nie wyszło mi z siatkówką, chciałem zostać lekarzem – odparł.
- Dobrze,
że wyszło – zaśmiał się Bieniu. – Bałbym się chodzić do takiego
doktora jak ty.
- Bardzo
śmieszne – klasnął w dłonie Szalpuk. – Idziemy dalej?
- No
dobra chodźmy.
Kolejne
drzwi skrywały za sobą znane dobrze naszym siatkarzom, wijące się w dół schody.
- Czyli
Oskar miał rację, że jest kilka pięter pod ziemią – powiedział Bieniu. – Ale
wiecie co, jeśli w ostatnim pomieszczeniu nie znajdziemy nic ciekawego, to ja
już chyba wracam na powierzchnię. Przyznaję wam rację, że nie ma tu nic
ciekawego.
- Pamiętaj,
że Artur Szakpuk zawsze ma racje – mrugnął okiem przyjmujący. – Chodźmy do tego
ostatniego pomieszczenia i miejmy to już za sobą.
Gdy
otworzyli ostatnie drzwi, ukazał się przed nimi ogromny pokój. Na jego środku
stał duży, drewniany stół, a na nim mnóstwo szklanych probówek, zlewek i
innych naczyń. W wielu z nich znajdowały się różnokolorowe substancje. Niektóre
bulgotały, znad innych unosił się dym. Pod jedną ze ścian znajdował się długi
blat, na którym porozkładane były najróżniejsze chemiczne przyrządy. Na
przeciwko znajdowały się szerokie i wąskie drzwi. W pokoju unosił się dziwny i
nieprzyjemny zapach.
- Wygląda
to, jak laboratorium szalonego naukowca – powiedział zaniepokojony Lemański.
Wtedy
usłyszeli jakieś szelesty i kroki. Po chwili szerokie drzwi otworzyły się i
wyszedł z nich...
- Siergiej
Szlapnikow? A co pan tu robi? – wykrzyknęli chórem siatkarze.
- Ja?
Nic! – powiedział stanowczo bardzo zaskoczony trener Rosji. – A wy?
- A
tak przyszliśmy – zaśmiał się Bieniek. – Może lepiej już sobie pójdziemy.
- Nie,
nie idźcie. Pokażę wam coś – rzekł mężczyzna, starając się brzmieć
przyjacielsko. – Chodźcie za mną.
Trener
Rosjan otworzył wąskie drzwi i wprowadził do pokoju siatkarzy. Pomieszczenie
nie było małe, ale bardzo niskie. Lemański nie mógł stać wyprostowany, ale
musiał zginać głowę, bo inaczej zaliczyłby bliskie spotkanie z sufitem. Nagle
mężczyzna wybiegł z pomieszczenia i szybko przekręcił klucz w zamku.
- Czy
on nas tu zamknął? – krzyknął Szalpuk.
- Nawet
nie żartuj! – powiedział Lemański i nacisnął klamkę, ale drzwi się nie
otworzyły.
- To
moja wina – odparł smutno Bieniu. – Niepotrzebnie wymyśliłem to głupie
schodzenie do piwnicy. Narobiliśmy sobie tylko kłopotów.
- Dobra,
nie ważne – machnął ręką Szalpuk. – Nie obwiniaj się, jakoś stąd wyjdziemy.
Lemański
zaraz usiadł na podłodze, bo zaczął boleć go już kark od schylania się.
Natomiast Bieniu i Szalpuk przechadzali się po pomieszczeniu, intensywnie
myśląc. Pokój, w którym się znajdowali był nie mal pusty. Tylko w rogu stała
duża szafa i jakiś stary, zakurzony fotel.
- Ciekawi
mnie tylko jedna rzecz. Po co on nas tu zamknął? – powiedział Mateusz.
- Nie
mam pojęcia. – odparł Leman. – Wszyscy doskonale wiedzą, że Rosja jest dziwna.
- A
mnie ciekawi co innego – powiedział Szalpuk – Co trener Rosji robi w naszym
ośrodku przygotowawczym?
- Ja
myślę, że to jest jakaś większa zagadka – odparł Bieniek. - To wszystko jest
jakieś dziwne i tajemnicze.
- Piwnica,
dziwne laboratorium, trener Rosji, pojawiający się jak gdyby nigdy nic – zaczął
wyliczać Lemański – Mnie też się to nie podoba. Chcę już stąd wyjść.
- Eureka!
– krzyknął Bieniu – Leman, przecież ty otworzysz wsuwką drzwi!
- Myślałem
już o tym – odparł środkowy. – Wsuwka została w zamku u góry.
- No
to lipa – odpowiedział Szalpuk. – A nie macie telefonu?
- Ja
zostawiłem na szafce nocnej – powiedział Lemański.
- Ja
mam! – krzyknął uradowany Bieniu, wyciągając smartfon z kieszeni. W tym
momencie telefon Mateusza zapikał i wyłączył się.
- Czyli
jesteśmy skazani na siedzenie tu razem przez dług czas – powiedział Szalpuk.
- Na
to wygląda.
***
- Grzesiek,
widziałeś gdzieś Lemańskiego? – zapytał rozgrywającego Olek Śliwka. – Zostawił
telefon na szafce w naszym pokoju i nie ma go już od dłuższego czasu. Ktoś już
kilka razy do niego dzwonił.
- Nie,
przykro mi. Nie widziałem go od dobrych kilku godzin – odpowiedział Łomacz. –
Za to ja szukam Szalpuka. Umówiliśmy się rano na granie w karty, a jego nie ma.
-Pewnie
poszli gdzieś razem – zaśmiał się młody przyjmujący - Jak stawią się na
wieczornym treningu to dostaną od nas reprymendę za to, że zniknęli na tak
długi czas.
-Zgoda
– uśmiechnął się rozgrywający.
***
- Nie
wytrzymam tu ani minuty dłużej! – krzyknął Lemański. – Jestem głodny.
- Leman,
spokojnie. Wszyscy jesteśmy głodni, ale jakoś musimy wytrzymać. Siedzimy tu już
kilka godzin. Jestem pewien, że nasi koledzy nas szukają – powiedział Bieniek.
- Leman
ma rację – odparł Artur – Ja też już dłużej tu nie mogę siedzieć.
- Ale
co mamy zrobić? – powiedział Mateusz. – Nie mamy telefonów. Jeśli będziemy
krzyczeć, to i tak nikt nas nie usłyszy. Jesteśmy w czarnej dziurze!
-
Siergiej Szlapnikow, co ty od nasz chcesz? –
krzyknął Szalpuk, jednak nikt mu nie odpowiedział.
- Ja
wam mówię – powiedział Bieniu. –To mi wygląda na jakąś większą aferę. Skoro i
tak nie mamy co robić, to spróbujmy pomyśleć, o co w tym wszystkim chodzi. A
szczególnie, co robi Szlapnikow w Spale? Przecież powinien przygotowywać swój
zespół do Mistrzostw Europy.
- Coś
wpadło mi do głowy – rzekł Artur. – Może przez dziurkę od klucza zobaczymy, czy
Siergiej jest w tym dużym laboratoriumi, a jeśli tak, to co robi?
-Dobra
Szalpuk, idź zobacz – powiedział Leman.
Przyjmujący
podszedł do drzwi i spojrzał przez dziurkę. Widział duże pomieszczenie bardzo dokładnie.
- Widzę!
Szlapnikow ma w ręce jakąś książkę i chyba coś czyta. Teraz ją odłożył i dolewa
z jednej zlewki coś do drugiej. Teraz miesza i przelewa do dużej probówki. I
znów czyta. I znowu dolewa do tego jakąś inną substancję.
- No
to wygląda na to, że serio ma tu prawdziwe laboratorium, tylko po co? –
powiedział Bieniu.
- Czekajcie!
Spróbujmy wydedukować, jak Sherlock Holmes. Gdy byłem młodszy, uwielbiałem czytać
książki o tym osobliwym detektywie. Spróbujmy połączyć wszystko w logiczną
całość.
- No
dobra – powiedział Bieniu – A więc mamy podziemną piwnicę z ukrytym
laboratorium. Jest tu trener Rosji, który prawdopodobnie tworzy w tym
laboratorium jakąś chemiczną substancję. Zamknął nas i nie chce wypuścić. Co z
tego można wydedukować?
- Bardzo
wiele – rzucił Leman. – Mam pewną teorię. Posłuchajcie! Na pewno wiemy to, że
Siergiej ukrywa to, co tu robi. Gdyby było inaczej, kazałby nam po prostu iść.
A on nas zamknął. Myślę, że przestraszył się, że go tu widzieliśmy.
- A
dlaczego on tu jest, skoro powinien przygotowywać swoją drużynę do Mistrzostw
Europy?
- No
właśnie! – powiedział Bartek. – Powinien przygotowywać reprezentację Rosji do
mistrzostw. A może właśnie teraz to robi?
- Nie
nadążam – odparł Szalpuk.
- Już
wiem! – powiedział z dumą Leman. Chyba już wszystko wiem...
***
- Wszyscy
są? – zapytał Fefe, patrząc na siatkarzy który ustawieni byli w rzędzie i
czekali na rozpoczęcie treningu.
- Nie,
trenerze – powiedział Łomacz. – Nie ma Szalpuka i Lemańskiego.
- Bieniek
też zniknął – dodał Kubiak.
- Co
ja z wami mam! Co ja z wami mam! – pokręcił głową De Giorgi. – Gdzie oni mogli
się podziać?
- Nie
mamy pojęcia – odparli siatkarze chórem.
- Kiedy
ostatni raz byli widziani? – zapytał trener.
- Szalpuk
i Bieniu zaginęli, gdy poszli wyrzucić kartonowe pudła po pizzy, a Leman zniknął
jakieś pół godziny później – powiedział Olek Śliwka.
- Nikt ich potem nie widział? - po raz kolejny zadał pytanie Fefe.
- Ja ich widziałem – rzekł Oskar. – Ale nie robili nic dziwnego. Po prostu położyli pudełka w jednym z nieużywanych pokoi, porozmawialiśmy chwilę i poszedłem. Nic niepokojącego się nie wydarzyło.
- Ja ich widziałem – rzekł Oskar. – Ale nie robili nic dziwnego. Po prostu położyli pudełka w jednym z nieużywanych pokoi, porozmawialiśmy chwilę i poszedłem. Nic niepokojącego się nie wydarzyło.
- Ja
też ich widziałem – dodał Kuraś. – Mówili coś o skarbie i chcieli, żebym z nimi
szedł.
- Co?
– krzyknął Fefe, a siatkarze popatrzyli dziwnym wzrokiem na Bartka.
- Bartek,
dobrze się czujesz? – zapytał Buszek.
- Mówię
prawdę! Przyszli do mnie i mówili, że chcą iść gdzieś do piwnicy, żeby szukać
skarbu i innych ciekawych rzeczy. Odmówiłem, bo musiałem zająć się moim siwym
włosem.
- Tak,
czy siak, zaginęli – powiedział De Gorgi do siatkarzy. – A my zanim zaczniemy
trening, musimy ich znaleźć. Podzielcie się na kilkuosobowe zespoły. Każdy
zespół musi mieć kogoś ze sztabu, bo boję się, że jak zostawię was samych, to
jeszcze wy mi się zgubicie.
- Tak
jest, panie trenerze! – zasalutowali siatkarze i zaczęli dobierać się w
zespoły. Po kilku minutach przed Fefe stało pięć drużyn.
- No
dobrze – powiedział trener. – Pierwszy zespół pójdzie parter, drugi na pierwsze
piętro, trzeci na drugie piętro, czwarty na zewnątrz, a piąty do piwnicy.
Weźcie telefony i w razie czego dzwońcie do siebie. Ja z Oskarem zostanę tutaj,
bo może nasze zguby same wrócą. Przeszukajcie każdy kąt, bo musimy ich znaleźć.
- Tak
jest – powiedzieli jeszcze raz siatkarze i rozeszli się w swoje strony.
- Czasem
mam wrażenie, że jeśli ja ich nie wychowam, to nikt już tego nie zrobi –
prychnął Fefe do Oskara.
- Ja
też – uśmiechnął się Kaczmarczyk. – Ja też ostatnio coraz częściej mam takie
wrażenie.
***
Piąty
zespół, w którego skład wchodził Michał Kubiak, Paweł Zatorski, Grzesiek Łomacz, Maciej Muzaj i
doktor Jan Sokal, udał się na poszukiwania do piwnicy. Najpierw wszyscy zeszli
drewnianymi i skrzypiącymi schodami, a potem przeszukali cztery pomieszczenia.
- Nic
tu nie ma – powiedział Kubiak.
- Na
pewno ich tu nie będzie – prychnął Muzaj. – To jakiś niedorzeczny pomysł, że my
mamy ich szukać, a oni pewnie siedzą gdzieś w ukryciu i się z nas naśmiewają.
- Spokój,
chłopcy. Musimy ich znaleźć i koniec! – powiedział Jan Sokal. – Chodźmy jeszcze
do tego jednego pomieszczenia, a potem w razie potrzeby zejdziemy niżej.
Siatkarze
otwarli ostatnie drzwi i zobaczyli laboratorium oraz trenera Rosjan.
- No
nie – prychnął Siergiej – Kolejni? Czego chcecie?
- To
raczej my powinniśmy cię o to zapytać – powiedział szorstko Kubiak.
- Ja
tu tak sobie przebywam. Nic ciekawego nie robię – wskazał ręką na stół z
chemicznymi przyborami. – Trochę sobie eksperymentuję.
Wtedy
z pokoju obok zabrzmiał donośny głos Lemańskiego, Bieńka i Szalpuka, którzy
krzyczeli:
- Zatrzymajcie
go! Zatrzymajcie go!
Siatkarze
i lekarz, słysząc głosy swoich kolegów, nie wahali się ani chwili i rzucili się
na trenera Rosjan. Muzaj i lekarz trzymali go za ręce, aby nie uciekł, a reszta
poszła uwolnić kolegów.
Już
po chwili Bieniek, Leman i Szalpuk wybiegli z niskiego pomieszczenia.
- Nareszcie
– wykrzyknęli chórem.
- Co
się tu dzieje? – zapytał Zati.
- To
długa historia. Potem opowiemy wam, jak dokładnie się tu znaleźliśmy, ale
na razie mamy dla was ważniejszą informację.
- Jaką?
- A
więc ten oto pan, znany pod imieniem i nazwiskiem Siergiej Szlapnikow, tworzył
tutaj środki dopingujące dla swojej drużyny – powiedział dumnie Leman.
- Co?!
– krzyknął trener Rosji – To bzdury!
- Żadne
bzdury – powiedział Lemański. – Mam na to dowody.
- Leman,
o co chodzi? – zapytał zdziwiony Jan Sokal. – Jak to są jakieś żarty, to już
naprawdę nieśmieszne.
- Żadne
żarty - powiedział Lemański. – Trener
Rosji przebywał potajemnie w tym laboratorium. Robił tu dziwne rzeczy i
wytwarzał chemiczne substancje. Gdy zobaczył mnie, Bienia i Szalpuka, zamknął
nas, żebyśmy nie powiedzieli nikomu o tym, co ujrzeliśmy. Co on mógł tu robić,
skoro powinien przygotowywać swoją drużynę do mistrzostw? To proste,
wydedukowałem, że wytwarza tu jakieś środki dopingujące. Nie wiem czemu akurat
tutaj, ale pewnie zaraz się dowiemy.
- Czyli
to prawda? – zdziwił się Łomacz.
- Tak,
prawda. Od lat słyszałem w Rosji legendy o tym, że w Spale jest jakieś
podziemne laboratorium z różnymi, nieznanymi światu substancjami. Jakiś czas
temu mój dobry kolega podał mi przepis na idealne środki dopingujące. Działają
w organizmie dwa miesiące, a wykryć można je przez jedynie tydzień po
zastosowaniu. Z racji zbliżających się mistrzostw, postanowiłem, że wytworzę te
środki i podam moim chłopakom. Jednak nie mogłem znaleźć potrzebnych mi
substancji. Od razu pomyślałem o Spale i tu przybyłem. Okazało się, że są tutaj
wszystkie potrzebne mi rzeczy do wykonania środków dopingujących. Tworzyłem je
tutaj od kilku dni. Chciałem podać je moim siatkarzom. Nikt by nas nie pokonał
na Mistrzostwach Europy! I wszystko by mi się udało, gdyby nie ci wścibscy siatkarze!
– krzyknął
Lemański
przybił piątkę z Bieniem i Szalpukiem.
- No
chłopcy – powiedział Jan Sokal – Dobra robota! Wygląda na to, że wykryliście
jedną z największych afer dopingowych na świecie!
- Drobiazg
– powiedzieli skromnie Bartek, Mateusz i Artur.
***
- Jestem
z was dumny! – powiedział Fefe do stojących w rzędzie siatkarzy. Jestem dumny z
was wszystkich, ale najbardziej z Lemańskiego, Szalpuka i Bieńka. Wykryliście
ogromną aferę. Dzięki wam w tegorocznych Mistrzostwach Europy wszystkie drużyny
będą grały fair play. A Siergiejem i całą reprezentacją Rosji już zajmuje się
FIVB.
- Brawo!
– krzyknął któryś z siatkarzy i wszyscy zaczęli klaskać, aby wyrazić swoją wdzięczność i
podziw dla trzech bohaterów, którzy ujawnili sekret trenera Rosjan.
- Ja
sądzę, że najbardziej trzeba podziękować Buszkowi – powiedział Lemański.
- Czemu
Buszkowi? – zdziwił się De Giorgi.
- Bo
on wymyślił, abyśmy zamówili pizzę. A od pizzy wszystko się zaczęło – wyjaśnił
Bieniu. – Gdybyśmy razem z Szalpukiem nie musieli wynosić kartonowych pudełek
od pizzy, nigdy nie odkrylibyśmy zejścia do piwnicy.
- W
takim razie brawa także dla Rafała – uśmiechnął się Fefe. – Mam też dla was
wszystkich prezent.
- Jaki?
– krzyknęli chórem siatkarze!
- Dla
każdego jego ulubioną pizzę! – mrugnął okiem Fefe.
- Nieeee!
– powiedzieli wszyscy siatkarze.
- O
co chodzi? – zdziwił się trener
- Po
tej aferze nikt z nas nie lubi już pizzy!
Oto moje pierwsze opowiadanie na tym blogu.
Myślałam o tym, żeby napisać coś takiego już od dłuższego czasu.
Podoba się? :) Mam nadzieję, że tak.
Podoba się? :) Mam nadzieję, że tak.
Napiszcie w komentarzach, co sądzicie.
Pozdrawiam.
Ola
Pozdrawiam.
Ola
Bardzo pozytywne opowiadanie :) Lekko się czytało, w kilku miejscach naprawdę się uśmiałam. Siatkarze + pizza? To nie mogło skończyć się normalnie xd Ogólnie ten blog zapowiada się naprawdę dobrze. Z zniecierpliwieniem czekam na kolejne opowiadanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Violin
Bardzo dziękuję za miły komentarz! ❤️
UsuńZaczynam już myśleć nad kolejnym opowiadaniem 😉
Ściskam
Ola
Genialne opowiadanie bardzo mi się podobało cały czas się śmiałam. Twoje poprzednie opowiadanie o Gosi i Michale też czytałam było bardzo dobre przyjemnie się czytało zawsze czekałam na kolejny rozdział , czasami miałam krótką przerwę ( miałam za dużo obowiązków na uczelni i musiałam wszystko ogarnąć ).Tutaj też będę zaglądała w miarę możliwości:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo dziękuję ❤️ Cieszę się, że mam kolejną czytelniczkę.
UsuńŚciskam
Ola
Bardzo mi się podoba to opowiadanie. Uwielbiam sposób, w który piszesz :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następne :*
Tymczasem zapraszam na kolejny do siebie :)
http://kolejnahistorianat.blogspot.com/2017/09/rozdzia-6.html
Całuję,
Nat
Ojej, dziękuję bardzo ❤️
UsuńCałuję
Ola
Cześć! Serdecznie zapraszam Cię na rozdział 16 do Stephana i jego żony https://littlehopelittlelove.blogspot.com/2017/10/rozdzia-16.html ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i oczywiście z niecierpliwością czekam na coś nowego u Ciebie ❤
Violin
Cześć! Jak się pewnie domyślasz tym razem zapraszam Cię na rozdział 17 do Stephana i jego żony https://littlehopelittlelove.blogspot.com/2017/11/rozdzia-17.html
UsuńPozdrawiam
Violin
Cześć!
UsuńSerdecznie zapraszam Cię na zupełnie nową historię w moim wykonaniu https://nadluzejnazawsze.blogspot.com/, a także na dwa nowe rodziały na pozostałych blogach.
Pozdrawiam
Violin
Cześć! Piszę ten komentarz z dwóch powodów. Po pierwsze, z okazji Świąt chcę Ci życzyć dużo weny, czasu, czekolady oraz wygranych przez Skrę meczów. Po drugie zaś, chcę Cię też zapewnić, że jestem jedną z tych osób ( na pewno nie jedyną), które czekają na coś nowego u ciebie, jakiś znak życia.
OdpowiedzUsuńTo tyle.
Pozdrawiam
Violin