czwartek, 17 sierpnia 2017

O poszukiwaniu skarbu i wielkiej aferze - czyli do czego może doprowadzić jedzenie pizzy

W Spale trwał słoneczny lipcowy dzień. Na niebie nie było widać żadnej chmurki, a temperatura już dawno przekroczyła 30 stopni. Wiatr delikatnie potrząsał gałęziami drzew, a ptaki przyjaźnie ćwierkały. I tylko od czasu do czasu te wspaniałe dźwięki przyrody były zagłuszane przez głośne krzyki, dochodzące z Ośrodka Przygotowań Olimpijskich, gdzie od kilku tygodni przebywali siatkarze, ćwicząc do zbliżających się Mistrzostw Europy.

***
- Ja chcę hawajską - krzyknął Zatorski.
- Nie ma mowy! Jestem uczulony na ananas – odparł zdenerwowany Lemański.
- Co mnie to obchodzi? – prychnął Buszek, patrząc z pogardą na środkowego.
- Ja lubię tylko taką z owocami morza, innej nie zjem – wtrącił Konarski.
- A ja nie lubię ani salami, ani pieczarek, ani kukurydzy – powiedział smutno Bieniek – czy moglibyśmy zamówić zwykłą margheritę?
- Ooooo, na pewno nie! – odparł Kubiak, wstając gwałtownie ze swojego miejsca – Moim skromnym zdaniem prawdziwy mężczyzna powinien jeść tylko pizzę z mięsem. Najlepiej z salami, szynką no i kurczakiem.
- Zamówmy po prostu z podwójnym serem – powiedział Kurek. –Każdy na pewno ją lubi.
- Ja nie – odpowiedział Szalpuk.
- Ojejku, to nie zjesz! – zdenerwował się Drzyzga.
- Dobra, skończmy te kłótnie – powiedział spokojnie Muzaj, spoglądając na kolegów. – Zamówmy wegetariańską i już.
- No nie! – krzyknęło kilku siatkarzy chórem.
- Tak!
- Nie!
- Zawsze musisz postawić na swoim?
- Stop! – do pokoju, w którym siedzieli siatkarze wszedł niespodziewanie Fefe, zwabiony głośnymi krzykami. – Co się tu dzieje?
- Trenerze... No bo on chce wegetariańską... Oni nie rozumieją, że ja nie lubię salami... Jestem uczulony na ananas... Zamówilibyśmy z podwójnym serem, ale Szalpuk ma problem... Ja chcę z owocami morza - przekrzykiwali się siatkarze jeden przez drugiego, próbując wytłumaczyć trenerowi powód swojej kłótni. Kiedy w końcu po dłuższej chwili chłopcy się uspokoili, Fefe pokręcił z dezaprobatą głową i głośno się zaśmiał.
- Czy wy nigdy nie dorośniecie? - zapytał z ironią. - Rozumiem, że kłócicie się o to, jaką pizzę zamówić.
Siatkarze pokiwali twierdząco głowami.
- No dobra - machnął ręką trener. - Znajcie moją dobroć. Dziś w nagrodę za to, że ciężko trenowaliście, pozwalam każdemu z was zamówić sobie własną pizzę.
-Hura! - siatkarze wydali z siebie okrzyk radości.
- A teraz już spokój - zaśmiał się De Giorgi, wychodząc z pokoju.
Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, siatkarze zaczęli wybierać na swoich smartfonach numery różnych pizzerii i zamawiać ulubione przysmaki. Już po godzinie każdy z nich cieszył się swoją własną pizzą. Jedząc, siatkarze rozmawiali, śmiali się i żartowali. Nikt nie pomyślałby, że jeszcze jakiś czas temu gotowi byli rozpętać między sobą trzecią wojnę światową, byle tylko zamówić ulubiony rodzaj włoskiego przysmaku. Jednak w miarę upływu czasu, gdy kolejne kawałki pizzy znikały z pudełek, w pokoju robiło się coraz ciszej. Jan Sokal, lekarz reprezentacji, przechodząc obok, postanowił zobaczyć, dlaczego wszyscy nagle zamilkli. Gdy wszedł do pokoju, zobaczył chyba najdziwniejszą rzecz w swoim życiu. Wszyscy siatkarze leżeli na podłodze, trzymali się za brzuch i wyglądali jak obraz nędzy i rozpaczy.
- Tak to jest zostawić na chwilę dwudziestkę dziecinnych facetów - nie mógł powstrzymać się od komentarza lekarz. - Chcecie jakieś leki na ból brzucha?
-Za dużo pizzy - powiedział Buszek, przewracając się z jednego boku na drugi.
-Zauważyłem - podniósł brew Sokal - Zaczekajcie, zaraz wam coś przyniosę.
Po chwili wrócił do nich, niosąc w ręce szklaną butelkę z ziołowym lekarstwem Każdemu z siatkarzy podał na łyżeczce kilka kropel gorzkiego płynu.
- Trzeba się wami opiekować jak małymi dziećmi - rzucił, podając lek ostatniemu z leżących siatkarzy.
- Doktorze, nie żartuj z nas. My tu cierpimy! - powiedział Kurek.
- No nie dramatyzujcie już. Zaraz wam przejdzie - uśmiechnął się.
Słowa lekarza stały się prorocze i już po chwili siatkarze czuli się jak nowonarodzeni.
- Kurcze, straszny tu bałagan - powiedział po chwili Konarski, rozglądając się po pokoju.
- Fakt, przydałoby się posprzątać te pudełka po pizzy - dodał Śliwka.
- Kubiak, weź je wynieś - rzucił Drzyzga.
- Ja? Czemu akurat ja? - zdziwił się przyjmujący.
- Bo jesteś kapitanem.
- No i co? Ja nie jestem od tego, żeby po was sprzątać.
- Panowie, zanim rozpętamy kolejną kłótnię, proponuję zrobić wyliczankę. Będzie sprawiedliwie - powiedział Kurek.
- No dobra - odparli wszyscy.
- Sie-dzi siat-karz w Spa-le, nie tre-nu-je wca-le. Raz, dwa, trzy, dziś pu-deł-ka od piz-zy wy-no-sisz ty! - wyrecytował Bartek, zatrzymując swój wzrok na Szalpuku.
- No dobra - prychnął młody przyjmujący. - Posprzątam tu, ale Bieniu mi pomoże.
- Zgoda - odparł środkowy i razem z Arturem zaczął układać wszystkie kartonowe pudełka na dwa stosy. Kiedy już to zrobili, wzięli je do rąk i wyszli na korytarz.
- Gdzie mamy je zanieść?- zapytał Bieniu.
- Hmm, nie mam pojęcia - odparł szybko Szalpuk.
- Dobra, chodźmy w prawą stronę. Może znajdziemy jakieś miejsce, żeby to zostawić.
Siatkarze obeszli cały ośrodek chyba pięć razy, ale nie znaleźli żadnego miejsca, na odłożenie kartonowych pudełek.
- Artur, to nie ma sensu - powiedział w końcu środkowy. - Zostawmy je gdziekolwiek, bo nie mam zamiaru chodzić z pudełkami po pizzy cały dzień.
- Dobrze - mruknął Szalupk i wskazał na pobliskie drzwi. - Zostawmy je tam.
Siatkarze otworzyli drzwi i zobaczyli małe pomieszczenie. Znajdowały się w nim dwa krzesła, jakaś uschnięta roślina w doniczce i miotła. Były tam też drugie drzwi. Siatkarze odstawili pudełka do kąta małego pomieszczenia.
- To co, idziemy? - zapytał Szalpuk.
- Zaczekaj - powiedział Bieniu. - Ciekawi mnie, co może być za kolejnymi drzwiami.
-A co może być? - wzruszył ramionami przyjmujący. - Pewnie nic ciekawego.
W tym momencie do pomieszczenia wszedł Oskar Kaczmarczyk.
- Hej chłopcy, co wy tu robicie? - zapytał pogodnie.
- Ach, nic ciekawego - odparł Szalpuk. - Wynosiliśmy pudełka po pizzy. A tu co tu robisz?
- Zobaczyłem otwarte drzwi, więc wszedłem. Ale trochę się śpieszę, więc chyba już pójdę.
- Zaczekaj, mam do ciebie małe pytanie - powiedział tajemniczo Bieniu. - Wiesz może, co jest za tymi drzwiami?
-Nie jestem pewien - odparł. - Wydaje mi się, że piwnica.
- To tutaj jest piwnica? - zapytali siatkarze chórem.
- Tak i to całkiem spora - zaśmiał się Oskar, drapiąc się po głowie.  - Słyszałem, że podobno ten ośrodek ma kilka kondygnacji pod ziemią. Ale nigdy tam nie byłem, więc nie mogę być niczego pewien.
- W każdym razie bardzo ci dziękujemy - uśmiechnął się Bieniek.
- Nie ma za co. Pa - rzucił Kaczmarczyk i poszedł.
- Artur, słyszałeś to? Piwnica!
- No i co? - odparł obojętnie Szalpuk.
- Ojejku, nic nie rozumiesz - prychnął Bieniek. Zaraz podszedł też do drzwi i je otworzył. Za nimi znajdowały się drewniane schody, wijące się w dół.
- W piwnicy na pewno skrywają się jakieś sekrety - zaczął tłumaczyć koledze Bieniek - Dziwne przedmioty, zaginione skarby... W piwnicy może być dosłownie wszystko! Szczególnie, gdy ma kilka pięter pod ziemią.
- Naoglądałeś się zbyt dużo filmów. Na pewno będzie tam mnóstwo starych rupieci, kurzu i pająków, których nie znoszę. Jednym słowem nie będzie tam nic godnego naszej uwagi.
- A ja myślę, że na pewno znajdziemy tam coś ciekawego. Chodźmy tam, proszę, proszę, proszę! - Bieniu zamrugał oczami jak mała dziewczynka.
- Nie ma mowy - odpowiedział stanowczo Szalpuk. -Jestem zmęczony i nie mam zamiaru chodzić po jakiejś starej piwnicy.
- A ja myślę, że ty się po prostu boisz! Tak, boisz się!
- Ja się niczego nie boję - powiedział Artur, lekko się rumieniąc. - Dobrze pójdę tam z tobą. Ale może weźmy kogoś ze sobą?
- Kogo? - zdziwił się Mateusz.
- No nie wiem. Może Kurka, albo Lemana? W końcu ma te swoje 217 centymetrów, może się na coś przydać.
- Zgoda, chodźmy ich poszukać - przytaknął Bieniu.
Poszukiwania dały zamierzony efekt i już po chwili znaleźli Bartka Kurka, który wyglądał na bardzo smutnego. Siedział z lusterkiem w jednej ręce i ciągle się w nim przeglądał.
- Hej Kuraś, mamy dla ciebie propozycję. Chciałbyś może iść z nami szukać skarbu i innych interesujących rzeczy do piwnicy? No bo wiesz... – zaczął Bieniu.
- Nie! Nie chciałbym – przerwał mu Kurek. – Mam teraz bardzo poważne zmartwienie.
- A co się stało? – przestraszył się Szalpuk.
- Patrzcie na to! – wskazał palcem na swoje włosy. – Widzicie to?
- Nie, a co mielibyśmy widzieć? – spytali nieco zdziwieni siatkarze.
- Siwy włos! Przed momentem znalazłem na mojej głowie jeden siwy włos! Na pewno go widać! – krzyknął przerażony Kuraś.
- Nie widać żadnego siwego włosa – odparł Bieniek, z trudem powstrzymując śmiech.
- A co jeśli do jutra będę cały siwy? Albo całkiem wyłysieję? – Bartek zaczął dotykać się dłońmi po głowie. – Pewnie już mam ogromne zakola!
- Kuraś, nie masz żadnych siwych włosów ani zakoli, naprawdę – powiedział spokojnie Artur.
- Mam! – odparł Kurek, przeglądając się w lusterku.
- Dobra, zostawmy go – powiedział szeptem Bieniu.
- Okej – zaśmiał się Szalpuk.
Zostawili biednego Bartka, który ciągle przeglądał się w lusterku i udali się do pokoju Lemańskiego.
- Cześć młody – powiedział Szalpuk, wchodząc do pokoju Bartka.
- No, no – odparł środkowy. – Tylko rok młodszy od ciebie.
- Mamy dla ciebie propozycję nie do odrzucenia – rzucił Bieniek.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że nie można jej odrzucić – zaśmiał się Bieniu
- A konkretnie – uniósł brew Lemański.
- Konkretnie chodzi o to, że znaleźliśmy zejście do piwnicy, która podobno ma kilka kondygnacji pod ziemią. Chcemy tam iść i zobaczyć, co tam jest – powiedział podekscytowany Bieniek.
- Do piwnicy? Tam będzie tylko kurz i pająki.
- No dokładnie! – rzucił Szalpuk. – To samo mu mówiłem. Ale obiecałem Bieńkowi, że jednak z nim pójdę i szukamy towarzysza.
- Zobaczysz, będzie świetna zabawa – powiedział Mateusz.
- No dobra, zawsze to lepsze od bezczynnego leżenia – odparł Lemański i odłożył swój telefon na szafkę nocną. – To co, idziemy?
- Tak! – powiedzieli chórem Mateusz i Artur.
Kiedy wszyscy trzej doszli do małego pokoju, którego drzwi prowadziły na drewniane schody, okazało się, że są one zamknięte.
- Kurczaki! – powiedział Bieniek – Jeszcze przed chwilą były otwarte.
- Widocznie przeznaczenie nie chce, żebyśmy schodzili na dół – zaśmiał się Szalpuk.
- Zaczekajcie – powiedział Lemański i pobiegł gdzieś szybko. Po chwili wrócił, niosąc w ręce wsuwkę.
- Umiem otworzyć tym wszystkie drzwi – rzekł dumnie. W mgnieniu oka zamknięte drzwi rzeczywiście się otworzyły.
- A więc chodźmy na dół. Ku przygodzie! – krzyknął Bieniu i postawił pierwszy krok na drewniane schody. Był to mały krok dla człowieka i jeszcze mniejszy dla ludzkości, ponieważ schody były naprawdę bardzo wąskie. Dodatkowo było bardzo ciemno i Szalpuk oraz Lemański, idący za Mateuszem, niewiele widzieli. Schody z każdym krokiem okropnie skrzypiały i wydawało się, że zaraz zapadną się pod trzema wysokimi siatkarzami. Jednak chłopcy bezpiecznie zeszli na sam dół i dotarli do małego korytarza. Było tam naprawdę okropnie ciemno, ale Lemański znalazł włącznik od światła i po chwili w pomieszczeniu zajaśniało. W niewielkim korytarzu było aż pięć drzwi. Niektóre prowadziły na prawo, inne na lewo, a jedne na wprost prost.
- Gdzie idziemy? – zapytał Szalpuk.
- Chodźmy najpierw na lewo – odparł Bieniek i delikatnie nacisnął klamkę drewnianych drzwi. Przed nimi znajdował się średnich rozmiarów pokój. Były tam dwie ogromne szafy, kilka krzeseł, jeden stół z powyłamywanymi nogami, dużo mioteł, mopów, odkurzaczy i detergentów, a także mnóstwo kurzu i pajęczyn.
- Wygląda na to, że jest to zwykłe pomieszczenie gospodarcze – rzucił zawiedziony Lemański.
- Naprawdę? – Szalpuk udał bardzo zdziwionego i spojrzał na Mateusza. – A przecież Bieniu mówił, że będą tu skarby.
- Bo będą – odparł urażony Bieniek. – To dopiero pierwsze pomieszczenie, chodźmy dalej.
Jednak kolejne pomieszczenia nie skrywały nic ciekawego. Jedno było zupełnie puste, drugie było czymś w rodzaju biblioteki. Znajdowało się tam mnóstwo starych i zakurzonych książek. Jednak nie były one zwykłymi książkami, które ludzie czytają dla rozrywki, czy zabawy. Książki napisane były bardzo naukowym językiem i przeciętny Kowalski nic by z nich nie rozumiał.
- Dziwne są te wszystkie książki – powiedział Bieniek, przeglądając kilka z nich.
- Z tego co widzę, związane są z chemią i medycyną, ale nic więcej nie jestem w stanie wam powiedzieć. Co prawda zdawałem maturę z biologii i chemii, ale nie jestem aż na takim zaawansowanym poziomie, aby rozumieć te wszystkie naukowe terminy – powiedział Szalpuk, śmiejąc się.
- Ty zdawałeś maturę z biologii i chemii? – zdziwił się Leman. – Dlaczego?
- Jakby nie wyszło mi z siatkówką, chciałem zostać lekarzem – odparł.
- Dobrze, że wyszło – zaśmiał się Bieniu. – Bałbym się chodzić do takiego doktora jak ty.
- Bardzo śmieszne – klasnął w dłonie Szalpuk. – Idziemy dalej?
- No dobra chodźmy.
Kolejne drzwi skrywały za sobą znane dobrze naszym siatkarzom, wijące się w dół schody.
- Czyli Oskar miał rację, że jest kilka pięter pod ziemią – powiedział Bieniu. – Ale wiecie co, jeśli w ostatnim pomieszczeniu nie znajdziemy nic ciekawego, to ja już chyba wracam na powierzchnię. Przyznaję wam rację, że nie ma tu nic ciekawego.
- Pamiętaj, że Artur Szakpuk zawsze ma racje – mrugnął okiem przyjmujący. – Chodźmy do tego ostatniego pomieszczenia i miejmy to już za sobą.
Gdy otworzyli ostatnie drzwi, ukazał się przed nimi ogromny pokój. Na jego środku stał duży, drewniany stół, a na nim mnóstwo szklanych probówek, zlewek i innych naczyń. W wielu z nich znajdowały się różnokolorowe substancje. Niektóre bulgotały, znad innych unosił się dym. Pod jedną ze ścian znajdował się długi blat, na którym porozkładane były najróżniejsze chemiczne przyrządy. Na przeciwko znajdowały się szerokie i wąskie drzwi. W pokoju unosił się dziwny i nieprzyjemny zapach.
- Wygląda to, jak laboratorium szalonego naukowca – powiedział zaniepokojony Lemański.
Wtedy usłyszeli jakieś szelesty i kroki. Po chwili szerokie drzwi otworzyły się i wyszedł z nich...
- Siergiej Szlapnikow? A co pan tu robi? – wykrzyknęli chórem siatkarze.
- Ja? Nic! – powiedział stanowczo bardzo zaskoczony trener Rosji. – A wy?
- A tak przyszliśmy – zaśmiał się Bieniek. – Może lepiej już sobie pójdziemy.
- Nie, nie idźcie. Pokażę wam coś – rzekł mężczyzna, starając się brzmieć przyjacielsko. – Chodźcie za mną.
Trener Rosjan otworzył wąskie drzwi i wprowadził do pokoju siatkarzy. Pomieszczenie nie było małe, ale bardzo niskie. Lemański nie mógł stać wyprostowany, ale musiał zginać głowę, bo inaczej zaliczyłby bliskie spotkanie z sufitem. Nagle mężczyzna wybiegł z pomieszczenia i szybko przekręcił klucz w zamku.
- Czy on nas tu zamknął? – krzyknął Szalpuk.
- Nawet nie żartuj! – powiedział Lemański i nacisnął klamkę, ale drzwi się nie otworzyły.
- To moja wina – odparł smutno Bieniu. – Niepotrzebnie wymyśliłem to głupie schodzenie do piwnicy. Narobiliśmy sobie tylko kłopotów.
- Dobra, nie ważne – machnął ręką Szalpuk. – Nie obwiniaj się, jakoś stąd wyjdziemy.
Lemański zaraz usiadł na podłodze, bo zaczął boleć go już kark od schylania się. Natomiast Bieniu i Szalpuk przechadzali się po pomieszczeniu, intensywnie myśląc. Pokój, w którym się znajdowali był nie mal pusty. Tylko w rogu stała duża szafa i jakiś stary, zakurzony fotel.
- Ciekawi mnie tylko jedna rzecz. Po co on nas tu zamknął? – powiedział Mateusz.
- Nie mam pojęcia. – odparł Leman. – Wszyscy doskonale wiedzą, że Rosja jest dziwna.
- A mnie ciekawi co innego – powiedział Szalpuk – Co trener Rosji robi w naszym ośrodku przygotowawczym?
- Ja myślę, że to jest jakaś większa zagadka – odparł Bieniek. - To wszystko jest jakieś dziwne i tajemnicze.
- Piwnica, dziwne laboratorium, trener Rosji, pojawiający się jak gdyby nigdy nic – zaczął wyliczać Lemański – Mnie też się to nie podoba. Chcę już stąd wyjść.
- Eureka! – krzyknął Bieniu – Leman, przecież ty otworzysz wsuwką drzwi!
- Myślałem już o tym – odparł środkowy. – Wsuwka została w zamku u góry.
- No to lipa – odpowiedział Szalpuk. – A nie macie telefonu?
- Ja zostawiłem na szafce nocnej – powiedział Lemański.
- Ja mam! – krzyknął uradowany Bieniu, wyciągając smartfon z kieszeni. W tym momencie telefon Mateusza zapikał i wyłączył się.
- Czyli jesteśmy skazani na siedzenie tu razem przez dług czas – powiedział Szalpuk.
- Na to wygląda.

***
- Grzesiek, widziałeś gdzieś Lemańskiego? – zapytał rozgrywającego Olek Śliwka. – Zostawił telefon na szafce w naszym pokoju i nie ma go już od dłuższego czasu. Ktoś już kilka razy do niego dzwonił.
- Nie, przykro mi. Nie widziałem go od dobrych kilku godzin – odpowiedział Łomacz. – Za to ja szukam Szalpuka. Umówiliśmy się rano na granie w karty, a jego nie ma.
-Pewnie poszli gdzieś razem – zaśmiał się młody przyjmujący - Jak stawią się na wieczornym treningu to dostaną od nas reprymendę za to, że zniknęli na tak długi czas.
-Zgoda – uśmiechnął się rozgrywający.

***
- Nie wytrzymam tu ani minuty dłużej! – krzyknął Lemański. – Jestem głodny.
- Leman, spokojnie. Wszyscy jesteśmy głodni, ale jakoś musimy wytrzymać. Siedzimy tu już kilka godzin. Jestem pewien, że nasi koledzy nas szukają – powiedział Bieniek.
- Leman ma rację – odparł Artur – Ja też już dłużej tu nie mogę siedzieć.
- Ale co mamy zrobić? – powiedział Mateusz. – Nie mamy telefonów. Jeśli będziemy krzyczeć, to i tak nikt nas nie usłyszy. Jesteśmy w czarnej dziurze!
- Siergiej Szlapnikow, co ty od nasz chcesz? – krzyknął Szalpuk, jednak nikt mu nie odpowiedział.
- Ja wam mówię – powiedział Bieniu. –To mi wygląda na jakąś większą aferę. Skoro i tak nie mamy co robić, to spróbujmy pomyśleć, o co w tym wszystkim chodzi. A szczególnie, co robi Szlapnikow w Spale? Przecież powinien przygotowywać swój zespół do Mistrzostw Europy.
- Coś wpadło mi do głowy – rzekł Artur. – Może przez dziurkę od klucza zobaczymy, czy Siergiej jest w tym dużym laboratoriumi, a jeśli tak, to co robi?
-Dobra Szalpuk, idź zobacz – powiedział Leman.
Przyjmujący podszedł do drzwi i spojrzał przez dziurkę. Widział duże pomieszczenie bardzo dokładnie.
- Widzę! Szlapnikow ma w ręce jakąś książkę i chyba coś czyta. Teraz ją odłożył i dolewa z jednej zlewki coś do drugiej. Teraz miesza i przelewa do dużej probówki. I znów czyta. I znowu dolewa do tego jakąś inną substancję.
- No to wygląda na to, że serio ma tu prawdziwe laboratorium, tylko po co? – powiedział Bieniu.
- Czekajcie! Spróbujmy wydedukować, jak Sherlock Holmes. Gdy byłem młodszy, uwielbiałem czytać książki o tym osobliwym detektywie. Spróbujmy połączyć wszystko w logiczną całość.
- No dobra – powiedział Bieniu – A więc mamy podziemną piwnicę z ukrytym laboratorium. Jest tu trener Rosji, który prawdopodobnie tworzy w tym laboratorium jakąś chemiczną substancję. Zamknął nas i nie chce wypuścić. Co z tego można wydedukować?
- Bardzo wiele – rzucił Leman. – Mam pewną teorię. Posłuchajcie! Na pewno wiemy to, że Siergiej ukrywa to, co tu robi. Gdyby było inaczej, kazałby nam po prostu iść. A on nas zamknął. Myślę, że przestraszył się, że go tu widzieliśmy.
- A dlaczego on tu jest, skoro powinien przygotowywać swoją drużynę do Mistrzostw Europy?
- No właśnie! – powiedział Bartek. – Powinien przygotowywać reprezentację Rosji do mistrzostw. A może właśnie teraz to robi?
- Nie nadążam – odparł Szalpuk.
- Już wiem! – powiedział z dumą Leman. Chyba już wszystko wiem...

***
- Wszyscy są? – zapytał Fefe, patrząc na siatkarzy który ustawieni byli w rzędzie i czekali na rozpoczęcie treningu.
- Nie, trenerze – powiedział Łomacz. – Nie ma Szalpuka i Lemańskiego.
- Bieniek też zniknął – dodał Kubiak.
- Co ja z wami mam! Co ja z wami mam! – pokręcił głową De Giorgi. – Gdzie oni mogli się podziać?
- Nie mamy pojęcia – odparli siatkarze chórem.
- Kiedy ostatni raz byli widziani? – zapytał trener.
- Szalpuk i Bieniu zaginęli, gdy poszli wyrzucić kartonowe pudła po pizzy, a Leman zniknął jakieś pół godziny później – powiedział Olek Śliwka.
- Nikt ich potem nie widział? - po raz kolejny zadał pytanie Fefe.
- Ja ich widziałem – rzekł Oskar. – Ale nie robili nic dziwnego. Po prostu położyli pudełka w jednym z nieużywanych pokoi, porozmawialiśmy chwilę i poszedłem. Nic niepokojącego się nie wydarzyło.
- Ja też ich widziałem – dodał Kuraś. – Mówili coś o skarbie i chcieli, żebym z nimi szedł.
- Co? – krzyknął Fefe, a siatkarze popatrzyli dziwnym wzrokiem na Bartka.
- Bartek, dobrze się czujesz? – zapytał Buszek.
- Mówię prawdę! Przyszli do mnie i mówili, że chcą iść gdzieś do piwnicy, żeby szukać skarbu i innych ciekawych rzeczy. Odmówiłem, bo musiałem zająć się moim siwym włosem.
- Tak, czy siak, zaginęli – powiedział De Gorgi do siatkarzy. – A my zanim zaczniemy trening, musimy ich znaleźć. Podzielcie się na kilkuosobowe zespoły. Każdy zespół musi mieć kogoś ze sztabu, bo boję się, że jak zostawię was samych, to jeszcze wy mi się zgubicie.
- Tak jest, panie trenerze! – zasalutowali siatkarze i zaczęli dobierać się w zespoły. Po kilku minutach przed Fefe stało pięć drużyn.
- No dobrze – powiedział trener. – Pierwszy zespół pójdzie parter, drugi na pierwsze piętro, trzeci na drugie piętro, czwarty na zewnątrz, a piąty do piwnicy. Weźcie telefony i w razie czego dzwońcie do siebie. Ja z Oskarem zostanę tutaj, bo może nasze zguby same wrócą. Przeszukajcie każdy kąt, bo musimy ich znaleźć.
- Tak jest – powiedzieli jeszcze raz siatkarze i rozeszli się w swoje strony.
- Czasem mam wrażenie, że jeśli ja ich nie wychowam, to nikt już tego nie zrobi – prychnął Fefe do Oskara.
- Ja też – uśmiechnął się Kaczmarczyk. – Ja też ostatnio coraz częściej mam takie wrażenie.

***
Piąty zespół, w którego skład wchodził Michał Kubiak, Paweł Zatorski, Grzesiek Łomacz, Maciej Muzaj i doktor Jan Sokal, udał się na poszukiwania do piwnicy. Najpierw wszyscy zeszli drewnianymi i skrzypiącymi schodami, a potem przeszukali cztery pomieszczenia.
- Nic tu nie ma – powiedział Kubiak.
- Na pewno ich tu nie będzie – prychnął Muzaj. – To jakiś niedorzeczny pomysł, że my mamy ich szukać, a oni pewnie siedzą gdzieś w ukryciu i się z nas naśmiewają.
- Spokój, chłopcy. Musimy ich znaleźć i koniec! – powiedział Jan Sokal. – Chodźmy jeszcze do tego jednego pomieszczenia, a potem w razie potrzeby zejdziemy niżej.
Siatkarze otwarli ostatnie drzwi i zobaczyli laboratorium oraz trenera Rosjan.
- No nie – prychnął Siergiej – Kolejni? Czego chcecie?
- To raczej my powinniśmy cię o to zapytać – powiedział szorstko Kubiak.
- Ja tu tak sobie przebywam. Nic ciekawego nie robię – wskazał ręką na stół z chemicznymi przyborami. – Trochę sobie eksperymentuję.
Wtedy z pokoju obok zabrzmiał donośny głos Lemańskiego, Bieńka i Szalpuka, którzy krzyczeli:
- Zatrzymajcie go! Zatrzymajcie go!
Siatkarze i lekarz, słysząc głosy swoich kolegów, nie wahali się ani chwili i rzucili się na trenera Rosjan. Muzaj i lekarz trzymali go za ręce, aby nie uciekł, a reszta poszła uwolnić kolegów.
Już po chwili Bieniek, Leman i Szalpuk wybiegli z niskiego pomieszczenia.
- Nareszcie – wykrzyknęli chórem.
- Co się tu dzieje? – zapytał Zati.
- To długa historia. Potem opowiemy wam, jak dokładnie się tu znaleźliśmy, ale na razie mamy dla was ważniejszą informację.
- Jaką?
- A więc ten oto pan, znany pod imieniem i nazwiskiem Siergiej Szlapnikow, tworzył tutaj środki dopingujące dla swojej drużyny – powiedział dumnie Leman.
- Co?! – krzyknął trener Rosji – To bzdury!
- Żadne bzdury – powiedział Lemański. – Mam na to dowody.
- Leman, o co chodzi? – zapytał zdziwiony Jan Sokal. – Jak to są jakieś żarty, to już naprawdę nieśmieszne.
- Żadne żarty  - powiedział Lemański. – Trener Rosji przebywał potajemnie w tym laboratorium. Robił tu dziwne rzeczy i wytwarzał chemiczne substancje. Gdy zobaczył mnie, Bienia i Szalpuka, zamknął nas, żebyśmy nie powiedzieli nikomu o tym, co ujrzeliśmy. Co on mógł tu robić, skoro powinien przygotowywać swoją drużynę do mistrzostw? To proste, wydedukowałem, że wytwarza tu jakieś środki dopingujące. Nie wiem czemu akurat tutaj, ale pewnie zaraz się dowiemy.
- Czyli to prawda? – zdziwił się Łomacz.
- Tak, prawda. Od lat słyszałem w Rosji legendy o tym, że w Spale jest jakieś podziemne laboratorium z różnymi, nieznanymi światu substancjami. Jakiś czas temu mój dobry kolega podał mi przepis na idealne środki dopingujące. Działają w organizmie dwa miesiące, a wykryć można je przez jedynie tydzień po zastosowaniu. Z racji zbliżających się mistrzostw, postanowiłem, że wytworzę te środki i podam moim chłopakom. Jednak nie mogłem znaleźć potrzebnych mi substancji. Od razu pomyślałem o Spale i tu przybyłem. Okazało się, że są tutaj wszystkie potrzebne mi rzeczy do wykonania środków dopingujących. Tworzyłem je tutaj od kilku dni. Chciałem podać je moim siatkarzom. Nikt by nas nie pokonał na Mistrzostwach Europy! I wszystko by mi się udało, gdyby nie ci wścibscy siatkarze! – krzyknął
Lemański przybił piątkę z Bieniem i Szalpukiem.
- No chłopcy – powiedział Jan Sokal – Dobra robota! Wygląda na to, że wykryliście jedną z największych afer dopingowych na świecie!
- Drobiazg – powiedzieli skromnie Bartek, Mateusz i Artur.

***
- Jestem z was dumny! – powiedział Fefe do stojących w rzędzie siatkarzy. Jestem dumny z was wszystkich, ale najbardziej z Lemańskiego, Szalpuka i Bieńka. Wykryliście ogromną aferę. Dzięki wam w tegorocznych Mistrzostwach Europy wszystkie drużyny będą grały fair play. A Siergiejem i całą reprezentacją Rosji już zajmuje się FIVB.
- Brawo! – krzyknął któryś z siatkarzy i wszyscy zaczęli klaskać, aby wyrazić swoją wdzięczność i podziw dla trzech bohaterów, którzy ujawnili sekret trenera Rosjan.
- Ja sądzę, że najbardziej trzeba podziękować Buszkowi – powiedział Lemański.
- Czemu Buszkowi? – zdziwił się De Giorgi.
- Bo on wymyślił, abyśmy zamówili pizzę. A od pizzy wszystko się zaczęło – wyjaśnił Bieniu. – Gdybyśmy razem z Szalpukiem nie musieli wynosić kartonowych pudełek od pizzy, nigdy nie odkrylibyśmy zejścia do piwnicy.
- W takim razie brawa także dla Rafała – uśmiechnął się Fefe. – Mam też dla was wszystkich prezent.
- Jaki? – krzyknęli chórem siatkarze!
- Dla każdego jego ulubioną pizzę! – mrugnął okiem Fefe.
- Nieeee! – powiedzieli wszyscy siatkarze.
- O co chodzi? – zdziwił się trener
- Po tej aferze nikt z nas nie lubi już pizzy!




Oto moje pierwsze opowiadanie na tym blogu.
Myślałam o tym, żeby napisać coś takiego już od dłuższego czasu.
Podoba się? :) Mam nadzieję, że tak.
Napiszcie w komentarzach, co sądzicie.
Pozdrawiam.
Ola

Na dobry początek - czyli kilka słów o mnie i o blogu

Cześć!
Mam na imię Ola i jestem zwyczajną nastolatką z nadzwyczajną pasją do siatkówki i pisania.
Jestem ogromną fanką naszej siatkarskiej reprezentacji oraz PGE Skry Bełchatów. Obowiązkowo oglądam wszystkie mecze Polaków oraz w miarę możliwości - mecze Skry. Miałam też kilka razy okazję obejrzeć mecz siatkówki na żywo. Za każdym razem było to wspaniałym przeżyciem i spełnieniem moich marzeń.
Jeśli zaś chodzi o pisanie, to robię to głównie dla siebie, bo sprawia mi to ogromną przyjemność. Czasami biorę udział w konkursach literackich i nawet parę razy udało mi się zdobyć nagrody.
Stworzyłam ten blog po to, aby dzielić się ze wszystkimi moimi pasjami. Mam nadzieję, że mi się to uda i że zostaniecie tu na dłużej.

Na tym blogu będą ukazywały się krótkie, jednoczęściowe siatkarskie opowiadania.

Mam mnóstwo pomysłów i już nie mogę doczekać się, kiedy opublikuję pierwszą historię.
Mam ogromną nadzieję, że uda mi się Was zaciekawić i zarazić moją miłością do siatkówki.

Na zakończenie chciałabym zaprosić Was na mojego poprzedniego bloga, od którego wszystko się zaczęło:

the-world-of-volleyball.blogspot.com

Serdecznie pozdrawiam

Ola